Od dłuższego czasu było wiadomo, że ostatnie spotkanie sezonu zasadniczego PGE Turów będzie się odbywało na dwóch parkietach jednocześnie. Pierwsze w Zgorzelcu, gdzie gospodarze przyjmowali Trefla Sopot i w Gdyni, gdzie Asseco grało z Siarką Tarnobrzeg. Warunkiem awansu Turowa do fazy play-off była wygrana u siebie oraz przegrana Asseco. Czarnozieloni wygrali 92:90, lecz Siarka nie spełniła obietnic, że się postawi gdynianom i przegrała.
Oba mecze odbywały się jednocześnie i widać było, jak wieści znad morza wpływają na postawę Turowa. Po czterech minutach ostatniej kwarty prowadzili jeszcze jedenastoma punktami. Wygląda na to, że gdy dowiedzieli się, że Asseco prowadzi 18 oczkami, to powietrze z nich zupełnie zeszło. O mało meczu nie przegrali.
Mecz rozpoczął się od wymiany ciosów, która do piątej minut zmuszała miejscowych do pogoni za rywalami. Przełamanie przy stanie 8:9 przyniosła seria 7:0 autorstwa Archibeque'a i Novaka. Od tej chwili przewaga zgorzelczan rosła, aby po pierwszych 10 minutach osiągnąć różnicę 9 oczek (24:15).
Sytuacja zmieniła się w drugiej odsłonie. Początki co prawda należały jeszcze do Turowa, ale potem stroną aktywniejszą stali się sopocianie. Głównie za sprawą Bilinovaca i Irelanda zaczęli odrabiać zaległości. Wygrali tę kwartę 18:20 lecz spora zaliczka z pierwszej, ciągle dawała prowadzenie gospodarzom 42:35.
Trzecia część spotkania to gwałtowne przyspieszenie miejscowych. W ciągu jednej minuty zdobyli 5 oczek i prowadzili już 47:35. Po kolejnych czterech minutach przewaga wynosiła 15 punktów (56:41) aby wzrosnąć nawet do dwudziestu (69:49) na minutę przed końcem tej ćwiartki. Trafienia Majoka i Irelanda zmniejszyły tę różnicę do 16 oczek po półgodzinie gry 71:55). Turów wygrał tę kwartę 29:20.
W ostatniej odsłonie widać było, że wraz malejącymi szansami na awans do play-off wynikającymi ze stanu meczu Asseco – Siarka, w czarnozielonych umierała wola walki i dążenie do zwycięstwa. Coraz częściej zdarzało się, że najniższy na boisku Anthony Ireland zbierał sprzed nosa piłki w ataku rosłym obrońcom Turowa. Bez większego trudu zdobywał otwarte pozycje rzutowe i raz za razem trafiał trójki. O bierności miejscowych także niech świadczy fakt, że o ile na 4 minuty przed końcową syreną prowadzili jeszcze 11 punktami (82:71), to zakończyli spotkanie z dwupunktową przewagą (92:90). Przegrali tę ćwiartkę 21:35. Kto wie, jak wyglądałby wynik, gdyby spotkanie potrwało jeszcze minutę dłużej.
Tak źle nie było od dnia, kiedy koszykarze Turowa awansowali do ekstraligi. Sezon 2015/2016 zapisze się w kronikach klubu jako ten, w którym drużyna nie awansowała do fazy play-off. Przyczyn nie brakuje: podczas gdy inni umacniali się organizacyjnie i finansowo, to wyszło na jaw że w Zgorzelcu kasa jest pusta. Poprzedni zarząd uwierzył na słowo głównemu sponsorowi o wsparciu i przystąpił do gry w Eurolidze należytego zabezpieczenia finansowego tych rozgrywek. Efektem jest konieczność spłacania zadłużeń, co potrwa dwa lata. Wynika z tego, że sezon 2016/2017 też będzie cienki. Druga sprawa to roszady w zarządzie spółki. To chyba jedyny przypadek w Polsce, żeby w okresie jednego sezonu klub miał aż trzech prezesów: Waldemara Łuczaka, Jana Michalskiego i Jerzego Stachyrę. Był też dłuższy okres bezkrólewia. To nie mogło dobrze wpłynąć na sportowe wyniki. Zapewne przyjdzie czas na pogłębione analizy. Nie obejdzie się też zapewne bez kolejnych roszad kadrowych. O sytuacji w klubie będziemy informować na bieżąco.
Janusz Grzeszczuk
Foto: GRE
PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot 92:90 (24:15, 18:20, 29:20, 21:35)
PGE Turów: Novak 25, Dillon 20, Archibeque 17, Kostrzewski 10, Dylewicz 9, Tatum 6, Karolak 3, Gospodarek 2.
Trefl: Ireland 35, Kulka 12, Dutkiewicz 10, Bilinovac 9, Kolenda 7, Majok 7, Stefański 4, Śmigielski 4, Dzierżak 2, Motylewski 0.
EUR
USD
CHF
GBP
CZK
