Koszykarze PGE Turów wygrali u siebie z zawsze groźnymi Czarnymi Słupsk 82:81. Wygrana jest tym cenniejsza, że wywalczyli ją pomimo 15 punktowej przewagi gości po dwóch pierwszych kwartach. Jako ciekawostkę należy dodać, że drugą za nich przegrali aż 18 oczkami! (15:33).
Już w pierwszej kwarcie widać było, że zgorzelczanom gra się nie klei. Gracze poruszali się po parkiecie ospale, bez energii. Ich podania były niecelne, sygnalizowane więc słupszczanie kilka razy je przechwycili. Dawało to okazję do szybkich kontr, kończonych zazwyczaj celnymi rzutami. Mimo to gospodarze wygrali tę część 25:22. Autorem sukcesu był Rod Camphor, który trafił oba rzuty z dystansu oraz trzy na cztery próby za dwa.
W drugiej odsłonie gra Turowa kompletnie się posypała. Zgorzelczanom nic nie wychodziło: ani atak, ani obrona. Problemem wciąż były straty. Za to Czarne Pantery prowadził do boju duet Drew Brandon i Dominic Artis. Ta dwójka w ciągu 20 minut zdobyła łącznie 26 oczek. Zgorzeleccy kibice liczyli, że przeciwstawią im się Ayers i Camphor, lecz z tej pary w miarę skuteczny był tylko drugi z Amerykanów. Szybka gra, dobra obrona dała gościom wygraną w tej kwarcie 15:33. Pierwszą połową zakończył Dominic Brandon trzypunktowym rzutem „do szatni”. Stan spotkania wynosił 40:55.
Sytuacja na parkiecie radykalnie się zmieniła po wznowieniu gry. Czarnozieloni sprawiali wrażenie, jak gdyby obudzili się z długiego snu. Stali się bardziej żwawi, ich akcje nabrały tempa. Camphora i Ayersa zaczęli wspierać Borowski (12 pkt) i Waldow (10 pkt). Rzecz w tym, że amerykański środkowy większość pierwszej połowy spędził na ławce po popełnieniu w krótkim czasie dwóch fauli. Efekt przemiany graczy Turowa dał konkretne efekty: tę ćwiartkę wygrali 28:14. Odrobili więc 14 oczek, skutkiem czego stan zawodów przed ostatnią kwartą wynosił 68:69.
Początek decydującej odsłony nie był obiecujący. Trafienia Brandona i Cesnauskisa dały Czarnym sześciopunktową przewagę 64:72. Na szczęście odpowiedź Camphora za trzy i dwójka Borowskiego nie pozwoliły rywalom na wypracowanie większej przewagi. Pierwsze i jedyne w tym meczu trafienie Balmazovicia za trzy wyprowadziło nareszcie Turów na prowadzenie (76:74). Skuteczność rzutowa oby zespołów skończyła się w połowie tej kwarty. Żadna ze stron nie mogła zdobyć ani jednego punktu. W tej sytuacji trójka Bartosza Bochno trafiona na dwie i pół minuty przed końcem spotkania (82:76) była impulsem i nadzieją, że czarnozieloni mogą przecież ten mecz wygrać. Widzom skóra na grzbiecie ścierpła, gdy na minutę przed końcową syreną z dystansu trafił kapitan Czarnych - Łukasz Seweryn. Sytuacja zaś stała się dramatyczna, gdy chwilę potem Watts rzutem z wyskoku doprowadził do stanu 82:81. Do końca zostało osiem sekund, które miało zdecydować o zwycięstwie. Atutem Zgorzelczan był fakt, iż zespół miał na swoim koncie tylko jedno przewinienie, zaś faul przeciwników groził im rzutami wolnymi. W tej sytuacji gospodarze właśnie osobistymi przewinieniami mogli bezkarnie przerywać akcje przeciwników. Zagrożeniem za to był fakt, iż po każdym z nich to słupszczanie wznawiali grę. Tym razem jednak obrona Turowa spisała się jak należy. Dzięki niej Dominic Artis w ostatniej sekundzie nie mógł oddać dobrego rzutu. Piłkę zebrał Brad Waldow i było jasne, że nic złego już na boisku stać się nie może. Turów wygrał mecz, co dało mu przepustkę do udziału w rozgrywkach o Puchar Polski.
Janusz Grzeszczuk
Foto: M@te>
PGE Turów Zgorzelec - Czarni Słupsk 82:81 (25:22, 15:33, 28:14, 14:12)
Turów: Roderick Camphor 19, Kacper Borowski 17, Cameron Ayers 14, Bradley Waldow 10, Bartosz Bochno 9, Jacek Jarecki 6, Jakub Patoka 4, Stefan Balmazović 3, Karolis Petrukonis 0, Jakub Koelner 0.
Czarni: Drew Brandon 18, Dominic Artis 14, Justin Watts 14, Łukasz Seweryn 7, Łukasz Bonarek 7, Piotr Stelmach 7, Mantas Cesnauskis 6, Lauris Blaus 6, Daniel Wall 2, Piotr Powideł 0.
EUR
USD
CHF
GBP
CZK
