Na ten mecz czekaliśmy z dużymi obawami. Po przegranej z Ostrowem Wlkp a po wygranej w pucharze FIBA, Śląsk Wrocław był żądny rehabilitacji w TBL i potwierdzenia, że wyjście z pucharowej grupy nie było przypadkiem. Do tego okazało się, że w PGE Turów nie wystąpią jego nominalni środkowi: Piotr Niedźwiedzki i Damontre Harris. O pierwszym wiadomo, że został skierowany do trzecioligowego zespołu dla nabrania kondycji.
O Amerykaninie natomiast Piotr Ignatowicz mówił bardzo ogólnie twierdząc, że wkrótce w tej sprawie zostanie wydany oficjalny komunikat. W tej sytuacji tylko najwięksi optymiści widzieli w zgorzelczanach faworytów. Zdarzenia na boisku zmieniły wszystko. To gospodarze schodzili z parkietu pokonani 73:85.
O trzech pierwszych kwartach dolnośląskiego derby można powiedzieć, że były dość ciekawe zawody dwóch zespołów z dołów tabeli zażarcie walczących o to, aby nie spaść jeszcze niżej. Pierwsze dziesięć minut dały szybkie prowadzenie przyjezdnym którzy po trafieniu w drugiej minucie gry Camerona Tatum prowadzili już 2:8. Generalnie trzeba przyznać, że ta ćwiartka do niego należała. Sam zdobył osiem oczek a tuż za nim plasował się Dylewicz z sześcioma punktami. I właśnie efektowny wsad Amerykanina na 30 sekund przed końcem pierwszej odsłony dał przyjezdnym prowadzenie 15:21.
Postraszeni nieco takim przebiegiem wydarzeń wrocławianie przycisnęli i w połowie tej ćwiartki doszli gości na 25:25. Sytuacja mogła wyglądać inaczej, ale ten fragment gry zdecydowanie nie był najlepszy dla Filipa Dylewicza. W krótkim czasie spudłował aż cztery rzuty wolne a potem został zablokowany. W drużynie miejscowych za to rozszalał się Williams. Nie mając przeciwko sobie równowartych graczy, siał spustoszenie pod koszem Turowa trafiając raz za razem. Trafienia Dillona, Gospodarka i Dillona na 30 sekund dały Turowowi prowadzenie 34:38. Niestety trzypunktowy rzut Kowalenki oddany na sekundę przed syrena zepsuł ten wynik (37:38).
Trzecia ćwiartka była remisowa (17:17). To w tej części meczu gospodarzom zdarzały się gospodarzom krótkie chwile, kiedy obejmowali prowadzenie. Agresywna postawa Turowa niwelowała jednak te zapędy. W zespole trenera Ignatowicza punktowali głównie Tatum, Dylewicz i Dillon, choć swoją obecność na boisku zaznaczył także Kostrzewski z 4 oczkami. To jego trafienie na 30 sekund przed końcem tej odsłony wyprowadziło Turów na jednopunktowe prowadzenie 54:55
Zaskakujące i radosne dla kibiców Turowa rzeczy zdarzyły się w pierwszych pięciu minutach ostatniej kwarty. Tym razem parkiet należał do Daniela Dillona. Australijczyk był nie do zatrzymania. Tylko w tej odsłonie zdobył dla swojego zespołu aż 15 punktów! Do takiej wartości też wzrosła przewaga przyjezdnych na miejscowymi. Takiej róznicy wrocławianie nie dali rady już nadrobić. Warto zauważyć, że swój udział w zwycięstwie mieli także najmłodsi gracze ze Zgorzelca. Chodzi tutaj o Michałów: Gospodarka i Marka. Presja pierwszego wywierana na rozgrywających przeciwnika nie pozwalała im na rozgrywanie wcześniej przygotowanych schematów. Drugi za to dość skutecznie zaczął ograniczać poczynania wspomnianego Williamsa zmuszając go do fauli. Dzięki nim młody zgorzelecki środkowy wpisał się do protokołu z dwoma punktami przy skuteczności 50 procent. Ostatecznie zasłużenie PGE Turów wygrał 72:85 dzięki zespołowej grze. O zwycięstwie zdecydowali Dillon, Dylewicz i Novak wspierani przez kolegów. Okazało się, że nie zaszkodził im brak Harrisa. Powinniśmy się wkrótce dowiedzieć, czy jego odsunięcie od drużyny ma – jak w przypadku Tatuma – charakter wychowawczy, czy też problem jest znacznie poważniejszy i nie do odkręcenia.
Janusz Grzeszczuk
Foto: GRE
WKS Śląsk Wrocław - PGE Turów Zgorzelec 72:85 (15:21, 22:17, 17:17, 18:30)
Śląsk: Williams 23, Heath 11, Smith 11, Madden 9, Jankowski 9, Kowalenko 7, Stawiak 2, Jarmakowicz 2, N. Kulon, Chanas, Sutton, M. Kulon
PGE Turów: Dillon 26, Dylewicz 18, Tatum 13, Novak 9, Krestinin 8, Kostrzewski 7, Marek 2, Gospodarek 2, Karolak, Prostak.
Dół formularza
EUR
USD
CHF
GBP
CZK
