Dwa mecze w ramach europejskich pucharów FIBA i dwie wygrane. Po czterech pod rząd przegranych w Tauron Basket Lidze, PGE Turów zaskoczył swoich fanów i wygrał 50:58 wyjazdowy mecz ze słoweńskim Helios Suns. Spotkanie, które przez cale 40 minut było bardzo wyrównane, zaczęło się dość optymistycznie dla przyjezdnych. Po akcjach Dylewicza, Harrisa i Novaka Turów prowadził 7:10. W drugiej połowie pierwszej ćwiartki jednak przyspieszyli Słoweńcy i po serii 5:0 wyszli na prowadzenie 12:10.
Ostatnia minuta należała do czarnozielonych. Najpierw trafił Niedźwiedzki a pół minuty po nim swoje pierwsze dwa oczka zdobył Kostrzewski. Na tablicy wyników było więc 12:14.
O drugiej kwarcie można mówić i dobrze, i źle. Pozytywnym faktem jest wygrana 10:14. Z wyniku należy się cieszyć podwójnie, gdyż uzyskano go pomimo bardzo licznych strat. Piłkę gubili wszyscy po kolei: Tatum, Dillon, Harris oraz Dylewicz. Sam tylko kapitan Turów w pierwszej połowie miał trzy straty a zespół aż dziewięć. Na szczęście ten problem był równoważony skutecznością, która przy zejściu na przerwę wynosiła 50 procent przy ok. 30 procentowym wskaźniku rywali. Stan meczu był 22:28. Jak widać z wyniku oba zespoły stawiały na obronę .
Załamanie koncentracji Turowa nastąpiło w trzeciej ćwiartce. Co prawda podopieczni Piotra Ignatowicza nieźle zaczęli, bo po pół minucie gry prowadzili już 8 oczkami (22:30), ale potem do ataku ruszyli gospodarze. Na cztery minuty przed końcem tej odsłony wyszli na prowadzenie 38:36, w czym mocno pomagali im zgorzelczanie popełniając kolejnych osiem strat. Dość powiedzieć, że w ciągu pół godziny popełnili ich łącznie aż 17! Kwarta zakończyła się wynikiem 22:13 a gospodarze prowadzili 44:41.
Ostatnią odsłonę Tury rozpoczęły „z przytupem” bo od serii 0:7, wychodząc na prowadzenie 44:48. Wreszcie także udało im się osiągnąć właściwy stopień wzajemnej komunikacji, dzięki czemu ostatnią stratę (dziewiętnastą na siedemnaście wcześniejszych), popełnili w połowie tej kwarty. Słoweńcy jednak nie zamierzali się poddawać i po niespełna pięciu minutach wyrównali na 48:48. To najwyraźniej zmobilizowało przyjezdnych, bo wkrótce potem kolejne punkty zdobył Dylewicz, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 48:50. Od tej chwili parkiet należał już tylko do gości. Widząc, jak zwycięstwo wymyka się im z rąk, gospodarze zaczęli faulować. Na szczęście gracze Turowa byli tego dnia dobrze dysponowani w rzutach wolnych i systematycznie „odjeżdżali” rywalom. W ten sposób punktowali Dillon i Dylewicz. Miejscowym natomiast udało się zdobyć już tylko dwa oczka. Efekt był taki, że Tury wygrały tę ćwiartkę 6:14 i zakończyli spotkanie wynikiem 50:58.
Mimo nie zachwycającej gry PGE Turów pokazał na tle przeciwnika, że gra zespołowo. Dwucyfrowe zdobycze zanotowali Dylewicz, Dillon, Tatum i Kostrzewski. Absolutnym liderem słoweńskich Słońc był Hugh Robertson, zdobywca 19 oczek. To jedyny ich zawodnik, który zdobył więcej niż 10 punktów. Należy podkreślić, że PGE Turów z dwoma zwycięstwami jest liderem grupy I w rozgrywkach Pucharu FIBA.
Janusz Grzeszczuk
Foto: GRE
Helios Suns Domzale - PGE Turów Zgorzelec 50:58 (12:14, 10:14, 22:13, 6:17)
Helios: Robertson 19, Zagorac 9, Atanacković 6, Cakarun 6, Cohn 4, Mocnik 4, Lelić 2, Bjelić 0, Korosec 0.
PGE Turów: Dylewicz 13, Dillon 12, Tatum 11, Kostrzewski 10, Harris 6, Novak 4, Niedźwiedzki 2, Krestinin 0, Karolak 0.