W środę 27 marca koszykarze PGE GiEK SA rozegrali pierwszy mecz w fazie play-off. Rywalem był zespół Q8Oils SKM Zastal Zielona Góra. Gospodarze wygrali spotkanie 93:71 ale dopiero ostatnia kwarta wyłoniła zwycięzcę.
Pierwsze śliwki robaczywki
Źle zaczął się mecz dla Turowa. Przez większą cześć pierwszej kwarty podopieczni trenera Rafała Niesobskiego nie mogli sobie poradzić z pobudzonymi rywalami, którzy agresywnie bronili swojego kosza, a po nieudanych akcjach miejscowych wyprowadzali szybkie kontry. Zarówno pod swoim, jak i koszem przeciwników dominowali walce o zbiórki. W głębi boiska zmuszali gospodarzy do popełniania strat, niejednokrotnie frustrując przeciwników wyrywając im piłkę z rąk, lub „kradnąc” ją podczas kozłowania. Już po minucie grania prowadzili 0:5, a potem konsekwentnie powiększali przewagę. Wskutek tego po dwóch następnych minutach stan meczu wynosił 3:11. Co ciekawe, przez cały ten czas trener Niesobski z godnym podziwu spokojem obserwował wydarzenia na parkiecie. Napór zielonogórzan trwał do końca tej odsłony, która zakończyła się wynikiem 16:22. Chyba wiedział, co będzie później.
Pogoń i lekkie prowadzenie
Druga ćwiartka to był mozolny pościg zgorzelczan za gośćmi i nadrabianie strat. W połowie tej części meczu udało się odrobić zaledwie dwa oczka (27:31) . Na parkiecie w szeregach miejscowych siał postrach Kamil Olejnik, który przez 15 minut zdobył aż 13 punktów. Konsekwencja w polepszeniu obrony oraz skuteczności rzutowej Turowa spowodowała, że w siódmej minucie gry doszło wreszcie do remisu (31:31). Po kolejnych dwóch minutach czarnozieloni wyszli na prowadzenie (35:32). Ostatecznie gospodarze wygrali tę ćwiartkę 21:14, by po półgodzinie gry prowadzić tylko jednym punktem (37:36).
Jak w kalejdoskopie
Trzecia kwarta była niezwykle urozmaicona, bo zespoły zdobywały punkty ministeriami. Dystans pomiędzy przeciwnikami czasami malał do 1-2 punktów, by po chwili powiększyć się do dwucyfrowego. Walka była tak wyrównana, że w tej odsłonie żadna ze stron nie potrafiła zdobyć takiej przewagi, której nie dałoby się odrobić. W połowie tej kwarty było nawet 51:45, lecz z syreną kończącą trzecią ćwiartkę na tablicy wyników wyświetlał się stan 61:59, gdyż Turów wygrał ją tylko jednym punktem (24:23).
Rywale stracili moc
W ostatniej odsłonie w szeregach Zastalu zaczęły o sobie dawać znać skutki wysiłku, jaki włożyli w dorównywanie kroku miejscowym w pierwszych trzech kwartach. Ich ataki zdecydowanie były wolnej wyprowadzane, rzuty były coraz mniej celne a powrót do obrony nie miał odpowiedniej szybkości. W tej sytuacji to zgorzelczanie, którzy zachowali więcej energii na zakończenie meczu sukcesem. Pomogła im w tym długa ławka, na której czekali na wejście na parkiet jednakowo wartościowi gracze. Przełożyło się to na rosnącą przewagę punktową. Po dwóch minutach było więc już 69:64. Kiedy była minuta do końca spotkania, przyjezdni praktycznie przestali grać. Byli zniechęceni do kontynuowania przegranego już meczu, gdyż teraz to gracze Turowa byli szybsi w kontrach i wyżej skakali w zbiórkach pod koszami. Całkowicie zdominowali rywali wygrywając końcową ćwiartkę 32:12 i cały mecz 93:71. Tak znaczna przewaga może mieć decydujące w dniu 3 kwietnia, kiedy w Zielonej Górze zostanie rozegrany drugi mecz. O tym, kto pójdzie dalej a kto rozpocznie wakacje, zdecyduje suma punktów z obu spotkań.
J.G.
Foto: GRE