Pamiętacie ten fragment „Katarynki" B. Prusa? I chociaż pewnie większości z nas lektury szkolne kojarzą się tak samo dobrze jak w dzieciństwie szpinak do obiadu, to jednak historia niewidomej dziewczynki, której tak wiele radości dawały melodie wygrywane przez kataryniarzy, tak wtedy jak i dziś, potrafi wycisnąć łzy z oczu. A może macie też inne, własne wspomnienia związane z dźwiękami katarynki?
Gwarantujemy, że wszystkie one wrócą już niebawem na Przedmieściu Nyskim w Zgorzelcu, gdzie w ramach dorocznego festynu Jakuby (28-30 sierpnia) odbędzie się w tym roku I Międzynarodowy Festiwal Kataryniarzy. Przyjadą mistrzowie tej profesji z całej Polski i z zagranicy. Ustawią swoje precyzyjne maszyny na Nadnyskim deptaku i zagrają tak, że dorosłym oczy się zaszklą, a dzieci ruszą w tany. Aaaaa... I o wyciągnięcie dobrej wróżby papugę będzie można poprosić, a jakże!
Zapraszamy zatem do Zgorzelca na Jakuby, na Międzynarodowy Festiwal Kataryniarzy. Zagrają nam w piątek, sobotę i niedzielę. Nie przegapcie tego!
„Jak pięknym zjawiskiem wydawały się jej fałszywe tony katarynki! Jak wspaniałym był ryk trąby, która mecenasa mało nie przyprawiła o apopleksją. Na dobitkę, kataryniarz widząc uciechę dziecka zaczął przytupywać wielkim obcasem w bruk i od czasu do czasu pogwizdywać niby lokomotywa przed spotkaniem się pociągów. Boże! jak on ślicznie gwizdał...
Do gabinetu mecenasa wpadł wierny lokaj ciągnąc za sobą stróża i wołając:
- Ja mówiłem temu gałganowi, jaśnie panie, żeby natychmiast wygnał kataryniarza! Mówiłem, że od jaśnie pana dostanie pensją, że my mamy kontrakt... Ale ten cham! Tydzień temu przyjechał ze wsi i nie zna naszych obyczajów. No, teraz posłuchaj - krzyczał lokaj targając za ramię oszołomionego stróża - posłuchaj, co ci sam jaśnie pan mecenas powie!
Kataryniarz grał już trzecią sztuczkę tak fałszywie i wrzaskliwie jak dwie pierwsze. Niewidoma dziewczynka była upojona. Mecenas odwrócił się do stróża i rzekł ze zwykłą sobie flegmą, choć był trochę blady:
- Słuchaj no, kochanku... A jak ci na imię?...
- Paweł, jaśnie panie.
- Otóż, mój Pawle, będę ci płacił dziesięć złotych na miesiąc, ale wiesz za co?...
- Za to, ażebyś na podwórze nigdy nie puszczał katarynek! -wtrącił spiesznie lokaj.
- Nie - rzekł pan Tomasz. - Za to, ażebyś przez jakiś czas co dzień puszczał katarynki. Rozumiesz?
- Co pan mówi?... - zawołał służący, którego nagle rozzuchwalił ten niepojęty rozkaz.
- Ażeby, dopóki się z nim nie rozmówię, puszczał co dzień katarynki na podwórze - powtórzył mecenas wsadzając ręce w kieszenie.
- Nie rozumiem pana!... - odezwał się służący z oznakami obrażającego zdziwienia.
- Głupiś, mój kochany! - rzekł mu dobrotliwie pan Tomasz.
No, idźcie do roboty - dodał."*
Janusz Pawul