DSC 0018Niedzielny mecz pomiędzy PGE Turów a Treflem Sopot wygrany przez przyjezdnych 99:100, można spojrzeć z dwóch różnych punktów widzenia. Jeden to świetne, pełny emocji i zwrotów akcji widowisko sportowe. Zwycięzcą zostaje drużyna posiadająca w swoim składzie doświadczonego, niezawodnego lidera. Można też popatrzeć inaczej. Wtedy widzimy drugi zespół, który przegrywa kolejne spotkanie pomimo widocznego, pełnego zaangażowania wszystkich graczy. Na pytanie dlaczego tak się dzieje, na razie nie słyszymy sensownej odpowiedzi.

Zapraszamy do galerii!

Wyrównana połowa

Nie ma większej potrzeby analizować dwóch pierwszych kwart tego meczu. To były ładne, wyrównane zawody, kiedy oba zespoły szły „łeb w łeb”. O ile pierwszą kwartę Turów wygrał 20:15, to w drugiej o trzy oczka lepszy był Trefl (18:21). Wygrał tę odsłonę pomimo, iż w piątej minucie dziewięcioma punktami jeszcze prowadzili czarnozieloni (33:24). W pozostałych pięciu minutach przyjezdni zaliczyli serię 5:12. To przy zejściu na przerwę dało gospodarzom już tylko dwupunktową przewagę 38:36. Mimo to widownia ze spokojem czekała na wydarzenia w drugiej połowie.

Seryjna nieskuteczność

Po przerwie dalej trwała wymiana ciosów. Przez siedem minut Turów prowadził 2-3 punktami. Po rzucie Karolaka dającego remis 52:52 coś niedobrego zaczęło się dziać z zespołem gospodarzy. Widocznie miarowe tempo lekko ich uśpiło, gdyż w ciągu jednej minuty zaliczyli dwie niewymuszone straty. Najpierw złe podanie Balmazovicia przechwycił Obie Trotter, który niespiesznie, samotnie pobiegł po kosz i ulokował w nim piłkę. Było 52:54. Pół minuty później identyczny błąd popełnił Rod Camphor. I tym razem złe podanie przechwycił Trotter. W identycznym stylu, nie atakowany przez obronę gospodarzy zdobył kolejne dwa oczka. Po tej akcji gospodarze przegrywali już czterema punktami (52:56). Ostatnie dwie minuty tej ćwiartki to festiwal nieskuteczności zgorzelczan, próbujących poprawić stan spotkania. Po kolei do kosza nie trafiali: Balmazović, Skibniewski, znowu Balmazović, i dwukrotnie Camphor. Nic dziwnego, że Trefl wygrał tę odsłonę 14:20 i przed czwartą prowadził czterema oczkami.

0:10 w dwie minuty

Nic dziwnego, że wobec sytuacji, kiedy po półgodzinie gry żadna ze stron nie potrafiła zapewnić sobie zdecydowanej przewagi, najwięcej działo się w ostatniej części meczu. Zdawało się, że wszystko zmierza do szczęśliwego końca. Gdy zegar pokazywał, że do końca jest 2 minuty i 51 sekund, stan spotkania wynosił 84:74. Wtedy nastąpiło coś, czego chyba nikt nie jest w stanie pojąć. Trefl zaliczył serię 0:10, zaś czarnozieloni bez przerwy pudłowali. Wyliczmy ich: kolejno był to Skibniewski, trzykrotnie pod rząd Waldow nie potrafił trafić do kosza stojąc bezpośrednio pod nim, potem Balmazović, Jarecki a na koniec dwukrotnie Ayers: raz za dwa i raz za trzy. Mecz w zasadniczym czasie zakończy się więc wynikiem 84:84 i trzeba było wykazać się w dogrywce.

Ten niesamowity Trotter

W dodatkowym czasie gry prowadzenie zmieniało się od rzutu do rzutu. Zwycięzcę wyłoniły akcje w ostatnich ośmiu sekundach. Najpierw trójkę trafił Ayers, po której Turów prowadził 99:97. Po niej Trefl wznawiał grę na połowie Turowa. Piłkę w rogu boiska otrzymał Trotter i oddał niecelny rzut za trzy. Sędzia Trawiński orzekł jednak, że przy tej próbie Amerykanin został sfaulowany przez Skibniewskiego. Egzekutorem oczywiście był Trotter, który tylko w tej ćwiartce aż trzy razy trafiał z dystansu. Wykonując rzuty wolne Amerykanin ani razu się nie pomylił. W ciągu niespełna dwóch sekund, które pozostały do końcowej syreny, czarnozieloni nic już nie potrafili zrobić. Przegrali jednym punktem 99:100. Po dwóch meczach przegranych pod rząd, Turów spadł z ósmego na jedenaste miejsce w tabeli EBL. Być może właśnie tą przegraną pogrzebał swoje szanse na występy w play-off.

Claxton: jestem dumny ze swojej drużyny

Jestem bardzo dumny ze swojej drużyny. W dogrywce pokazaliśmy naszą siłę, naszą wartość. Graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Ayers trafiał bardzo ważne rzuty. W regulaminowym czasie nie potrafiliśmy jednak wykończyć niektórych naszych akcji, które powinny dać nam punkty – powiedział po meczu Michael Claxton, trener PGE Turów. Trener jest dumny, ma do tego prawo. W końcu nie co dzień się zdarza, aby jeden zawodnik w ciągu meczu zdobył 25 punktów, jak Stefan Balmazović. Nie zawsze trafia się double-double, którego autorem był Brad Waldow. Nie każdy trafia trudne rzuty tak, jak w końcówce Cameron Ayers. Trener ma prawo chwalić swoich zawodników pomimo, iż przegrywają. Zwłaszcza, jeśli robią to w ładnym stylu. Trenerowi w tym samozadowoleniu chyba umknął jednak główny cel rozgrywek. Jest nim zwycięstwo. Gra się po to, aby wygrywać. Najładniejsza nawet porażka to tylko jeden punkt. Najbrzydsze zaś zwycięstwo to dwa punkty. Czy ktoś mu o tym przypomni? Przed Turowem dwa kolejne mecze w jednym tygodniu: w środę z Dąbrową Górniczą i w niedzielę z Polpharmą. Czy będą niespodzianki? A jeśli tak, to kto będzie ich sprawcą?

Janusz Grzeszczuk

Foto: GRE

PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot 99:100 (20:15, 18:21, 14:20, 32:28, d. 15:16)

PGE Turów: Stefan Balmazović 25, Bradley Waldow 17 (10 zb), Camreon Ayers 16, Jacek Jarecki 12, Robert Skibniewski 9, Karolis Petrukonis 6, Kacper Borowski 5, Roderick Camphor 4, Jakub Patoka 3, Bartosz Bochno 2.

Trefl: Obie Trotter 29, Jermaine Love 20, Steve Zack 18 (12 zb), Piotr Śmigielski 9, Łukasz Kolenda 6, Filip Dylewicz 6, Jakub Karolak 5, Marcin Stefański 4, Artur Mielczarek 3, Michał Kolenda 0.

Najnowsza Gazeta

300

Reklama

Kursy walut

KUPNO SPRZEDAŻ
euro EUR 4,2600zł 4,3100zł
usd USD 4,0300zł 4,0200zł
usd CHF 4,4400zł 4,5600zł
usd GBP 5,0100zł 5,0012zł
czk CZK 0.1800zł 0.1940zł

Kurs z dnia: 2024-04-25

Pogoda

+8
°
C
+11°
+
Zgorzelec
Wtorek, 16
Środa
+ +
Czwartek
+ +
Piątek
+10° +
Sobota
+10° +
Niedziela
+ +
Poniedziałek
+ +
Prognoza 7-dniowa