Kibice dawno poszli do domów, drużyna przyjezdna zdążyła się spakować do autobusu a oni ciągle nie wychodzili. Bardzo długo trwała pomeczowa odprawa zawodników PGE Turów Zgorzelec po wygranej 83:80 z Anwilem Włocławek. Można się tylko domyślać ciągle nie mogli się otrząsnąć z zaskoczenia, że udało im się pokonać tak dobrze usposobionego przeciwnika. 

 

Zapraszamy do galerii !

Źle zaczęło się poniedziałkowe spotkanie dla PGE Turów. Bojowo nastawiony Anwil pierwsze punkty zdobył z rzutów wolnych, po faulu Zigeranovicia już po czterech sekundach gry. Okazało się, że to dopiero początek dramatu, bo dalej było coraz gorzej. Podopieczni trenera Rajkovicia nie mogli sobie poradzić w obronie ze zbyt szybkimi (jak dla nich) graczy Anwilu. Popełniali łatwe straty (4 w pierwszej kwarcie), które wyglądały tak, jak gdyby im ktoś posmarował dłonie śliską mazią: albo wypadała z rąk, albo z dziecinna łatwością była im zabierana. Zupełna tragedia odnosiła się do skuteczności rzutowej. W tym elemencie gry zupełnie nie mogli się pozbierać. Wystarczy powiedzieć, że mieli 33 procentową skuteczność za dwa i zerową za trzy punkty. Najwyższe prowadzenie gości wynosiło aż 11 punktów. A po pierwszych dziesięciu minutach stanęło na 12:21. W drużynie z Włocławka liderami byli Frasunkiewicz i Boykin: obaj po 7 punktów. W drużynie Turowa 5 oczek zdobył Zigeranović.

Druga odsłona wcale nie poprawiła nastrojów kibiców. Przeciwnicy Turowa ciągle dominowali na parkiecie z Marcusem Ginyardem na czele, który tylko w tej części spotkania zdobył 10 punktów. Po kilku minutach na boisku doszło do zdarzenia, które prawdopodobnie miało decydujący wpływ na dalszy przebieg spotkania. Podczas ostrej walki pod koszem, z kolegą z drużyny zderzył się Przemysław Frasunkiewicz. Obaj runęli na boisko a efektem była poważna kontuzja kolana zawodnika Anwilu. W efekcie ten niezwykle skuteczny w rzutach z dystansu gracz wypadł trenerowi Bogiceviciowi z rotacji i nie wiadomo, czy będzie mógł grać w kolejnych meczach. To byłoby drugie bardzo poważne osłabienie tego zespołu po kontuzji Krzysztofa Szubargi. Do szatni zespoły schodziły przy stanie 37:45, przy czym przyjezdni na pożegnanie pierwszej połowy dostali od Aarona Cela rzut za trzy punkty oddany w ostatniej sekundzie kwarty. Tę część spotkania Turów przegrał 25:26.

Przełomem w meczu okazała się trzecia kwarta. Najpierw po trafieniu Michała Chylińskiego Turów zbliżył do rywali na jeden punkt, a po rzutach wolnych Russela Robinsona w dziewiątej minucie gry gospodarze wyszli na prowadzenie 56:55 i nie oddali go już do końca kwarty, którą wygrali aż 22:12. Wynik na tablicy obwieszczał, że jest 59:57 co żadnej ze stron nie dawało pewności wygranej.

Wkrótce po wznowieniu gry dwa razy do kosza trafił Zigeranović, co po dwóch minutach wyprowadziło gospodarzy na sześciopunktowe prowadzenie (63:57). Anwil ani myślał się poddawać i w pewnym momencie wyszedł nawet znowu na prowadzenie. Wtedy nastąpiła jednak kontra gospodarzy. Dzięki akcjom Chylińskiego i Opacaka gospodarze odzyskali grunt pod nogami. Kiedy na 75 sekund przed ostatnią syreną Turów miał nad rywalami 7 punktową przewagę (73:66) wydawało się, że spokojnie dowiezie ją do końca. Nic bardziej mylnego. Kolejne dwa trafienia przyjezdnych, w tym jedno oddane z blisko siedmiu metrów Arvydasa Eitutaviciusa, szybko zniwelowały różnicę do jednego oczka. Potem jak zwykle w takich sytuacjach nastąpiła seria taktycznych fauli. Kibicom chyba stanęły serca, gdy podczas rzutów wolnych, ani jednej z prób nie przekształcił David Jackson. Na szczęście na dwie sekundy przed końcem DJ znowu rzucał i ani razu się tym razem nie pomylił. Jego trafienia dały zespołowi PGE Turów trzypunktową przewagę (83:80) i prowadzenie w serii 2:0.

Zawężona rotacja Polakami sprawiła nam wiele problemów i nie mogliśmy grać tak intensywnie jak w pierwszej połowie. Straciliśmy wtedy przewagę z drugiej kwarty, a PGE Turów wrócił do życia: rzucał skuteczniej, miał wiele otwartych pozycji i niemal bezbłędnie wykonywał rzuty wolne – mówił na konferencji prasowej Milija Bogicević, selekcjoner Anwilu, który długo po skończonym spotkaniu nie mógł się pogodzić z porażką.

- W tak wyrównanych meczach jak ten, gdy zdobywasz minimalną przewagę, powinieneś zrobić wszystko, aby dowieźć ją do końca. W naszym przypadku było jednak zupełnie inaczej. To Anwil był bardzo zmotywowany. To jest jednak półfinał i nie będziemy wygrywać tu różnicą 20 punktów – wyjaśniał trener Miodrag Rajković.

 - Na nasze szczęście była jeszcze druga połowa w której wyeliminowaliśmy wiele błędów. To dla nas dziesiąty zwycięski mecz z rzędu i gdzieś tam w podświadomości wkrada się myśl, że nie możemy już przegrać. A to może się oczywiście zdarzyć, tak jak dzisiejsza marna skuteczność z dystansu (3/20) - mówił kapitan PGE Turowa Zgorzelec. Przypomnieliśmy mu więc słowa trenera z sobotniej konferencji prasowej kiedy zapewniał, że jego zawodnicy po pierwszej wygranej będą bardzie zrelaksowani, odprężeni. Tymczasem w pierwszej połowie nie było w ich grze ani jednego, ani drugiego. Pytany jaka była tego przyczyna, odpowiedział znacząco: -Widocznie było za dużo tego relaksu. Miejmy nadzieję, że do czwartkowego spotkania we Włocławku jego koledzy przystąpią dużo bardziej zmotywowani.

Janusz Grzeszczuk

 

Fot.: GRE

PGE Turów Zgorzelec - Anwil Włocławek 83:80   [12:21, 25:24, 22:12, 24:23]

 

PGE Turów: Zigeranović 20 pkt, Chyliński 18 pkt, Robinson 11 pkt, Kulig 9 pkt, Jackson 9 pkt, Opacak 8 pkt, Cel 7 pkt, Stelmach 1 pkt, Micić 0 pkt.

Anwil: Ginyard 23 pkt, Hajrić 12 pkt, Sokołowski 11 pkt, Eititavicius 10 pkt, Boykin 7 pkt, Weeden 7 pkt, Frasunkiewicz 7 pkt, Bartosz 3 pkt, Vasojević 0 pkt, Jovanović 0 pkt.

Najnowsza Gazeta

300

Reklama

Kursy walut

KUPNO SPRZEDAŻ
euro EUR 4,3100zł 4,3500zł
usd USD 4,0300zł 4,0200zł
usd CHF 4,4400zł 4,5600zł
usd GBP 5,0100zł 5,0012zł
czk CZK 0.1800zł 0.1940zł

Kurs z dnia: 2024-03-28

Pogoda

+8
°
C
+11°
+
Zgorzelec
Wtorek, 16
Środa
+ +
Czwartek
+ +
Piątek
+10° +
Sobota
+10° +
Niedziela
+ +
Poniedziałek
+ +
Prognoza 7-dniowa