Zaskakująco wysokie zwycięstwo (73:102) nad zawsze groźnym Stelmetem Zielona Góra odnieśli koszykarze PGE Turowa Zgorzelec. Co prawda gospodarze wystąpili bez kontuzjowanych ponoć Dejana Borovnjaka i Zbigniewa Białka, ale goście nie przywieźli ze sobą Davida Jacksona. Tak naprawdę stawką meczu był tylko honor i poprawienie statystyk wzajemnych spotkań. Turów od dawna był pewien pierwszego miejsca w tabeli przed fazą play-off a Stelmet i tak miał marne szanse na drugie miejsce.
Spotkanie świetnie się rozpoczęło dla Turowa. Pierwsze punkty dla tego zespołu zdobył Aaron Cel już po dwudziestu sekundach gry. Potem dołączył do niego Russel Robinson ze swoimi trafieniami. Po jego właśnie trójce zdobytej w czwartej minucie, przyjezdni prowadzili 4:9. Trzeba dodać, że asystował przy tym Aaron Cel. Na dwie minuty przed końcem kwarty zgorzelczanie wyszli na dziesięciopunktowe prowadzenie i z taką różnicą (18:28) zakończyła się pierwsza odsłona meczu.
Po przerwie okazało się, że pierwsze dziesięć minut było tylko przygrywką do koncertu, jaki później dali czarnozieloni. Początek tej kwarty jeszcze było wyrównany, ale począwszy jednak od trzeciej minuty czarnozielony ekspres zaczął się rozpędzać. Wtedy Chyliński z podania Robinsona znowu doprowadził do dwucyfrowego prowadzenia. Przełomem była piąta minuta kwarty, kiedy Stelmet utknął na 30-punktowej zdobyczy, a ich rywale systematycznie trafiali do kosza. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy, po rzutach wolnych Opacaka, przyjezdni prowadzili różnicą aż 21 oczek (32:53). Przed zejściem do szatni przewaga zmalała jednak do 13 punktów, ale tę kwartę Turów wygrał 21:34 a w meczu prowadził 39:62. Na taki wynik decydujący wpływ miało 10 trafień z dystansu. Ich skuteczność w tym elemencie gry wynosiła aż 75 procent!
Mając tak wysokie prowadzenie, podopieczni trenera Rajkovicia kontrolowali przebieg trzeciej, wyrównanej kwarty. Wygrali ją nieznacznie, bo tylko dwoma punktami (16:18), ale łącznie dawało im to już 25- punktową przewagę (60:85).
Mylił się ten, komu wydawało się, że mając tak miażdżącą przewagę zgorzelczanie odpuszczą przeciwnikowi. Odwrotnie: dążyli do znokautowania graczy Stelmetu na ich własnym terenie. Na niespełna cztery minuty przed końcem spotkania, do 30 – punktowego prowadzenia brakowało im tylko dwóch oczek (67:95). Stan ten osiągnęli zresztą na pół minuty przed końcową syreną, kiedy po wsadzie Lewandowskiego wynik brzmiał 71:102. Dla kronikarskiego porządku należy zaznaczyć, że setny punkt zdobył Michał Chyliński pięknym rzutem zza linii
Najlepszym strzelcem PGE Turowa był Ivan Opacak, który rzucił 21 punktów. Po 17 punktów dołożyli Michał Chyliński i Russell Robinson. W zespole znad Nysy dwucyfrowe zdobycze zanotowało jeszcze dwóch zawodników: Kulig (12 pkt) i Cel (10 pkt). Dla Stelmetu najwięcej, bo 13 punktów zdobył Marcin Sroka. Warto zauważyć, że zgorzelecka obrona skutecznie zatrzymała zielonogórskie tuzy: Hodge’a, Hosley’a i Koszarka.
W ćwierćfinale fazy play-off, PGE Turów spotka się z Polpharmą Starogard Gdański. Pierwszy mecz rozstanie rozegrany w sobotę 27 kwietnia a drugi w poniedziałek 29 kwietnia, oczywiście w hali Centrum Sportowo-Rekreacyjnego przy ul. Maratońskiej w Zgorzelcu.
Janusz Grzeszczuk
Fot.: M@te
Stelmet Zielona Góra - PGE Turów Zgorzelec 73:102 (18:28, 21:34, 16:18, 18:22)
Stelmet: Sroka 13 pkt, Hosley 11 pkt, Koszarek 10 pkt, Cesnauskis 10 pkt, Stević 10 pkt, Hodge 8 pkt, Chanas 7 pkt, Lopicić 4 pkt, Seweryn 0 pkt.
PGE Turów: Opacak 21 pkt, Robinson 17 pkt, Chyliński 17 pkt, Kulig 12 pkt, Cel 10 pkt, Zigeranović 8 pkt, Micić 7 pkt, Stelmach 5 pkt, Aleksić 3 pkt, Lewandowski 2 pkt.
EUR
USD
CHF
GBP
CZK
