Po serii niepowodzeń koszykarze PGE Turów wygrali wyjazdowy mecz z Wikaną Lublin 68:75. Biorąc pod uwagę zarówno przebieg, jak i końcowy wynik trzeba się zgodzić, że zadowolenie jest minimalne tak, jak rozmiary sukcesu. Z drugiej strony ekstraligowy beniaminek nie raz pokazał, że na swoim terenie potrafi być groźny. Narzekać więc też nie ma powodu. Liczą się dwa punkty i powrót na trzecie miejsce tabeli, przy zaległym jednym meczu z Energą Czarnymi Słupsk.
Początek spotkania znowu dawał powody do niepokoju, gdyż gracze Turowa przez blisko trzy minuty pierwszej kwarty nie potrafili zdobyć punktów. Jako pierwszy przedziurawił kosz przeciwnika Filip Dylewicz a po nim dwa razy Tony Taylor. Tym niemniej gospodarze ciągle mieli przewagę, co rzutem z trzy punkty zakończył Vlad Moldoveanu. Od stanu 14:15 goście już ani na chwilę nie oddali prowadzenia. Pierwsza ćwiartka zakończyła się wynikiem 18:22.
W drugiej części ciężar zdobywania punktów dla czarnozielonych wzięło na siebie trzech graczy: Moldoveanu (5), Chyliński (9) oraz Natiażko (9). Nowy środkowy Turowa udowodnił, że równie dobrze radzi sobie w walce pod koszem, jak też potrafi trafiać z dystansu. Być może okaże się, że będzie wartościowym zmiennikiem dla Kuliga, którego trener w tym meczu najwyraźniej oszczędzał. Tę kwartę przyjezdni wygrali aż 10 oczkami (17:27), co – jak się później okazało – było podstawą do kontrolowania przebiegu meczu i ekonomicznego gospodarowania czasem gry poszczególnych zawodników. Na przerwę zespoły schodziły przy stanie 35:49.
Największą, bo aż 16-punktową przewagę Turów wywalczył sobie w trzeciej odsłonie. Wtedy na parkiecie na dłużej pojawił się Damian Kulig i to jego trafienie dało stan 39:55. W pozostałej części tej części spotkania oba zespoły główny nacisk położyły na obronę. Gospodarze nie chcieli pozwolić na dalszy odjazd Turowa z wynikiem, natomiast gościom kilkunastopunktowa różnica dawała poczucie bezpieczeństwa. Obie strony najwyraźniej szykowały się do rozstrzygnięcia meczu w ostatniej kwarcie, bo trzecia była remisowa 13:13 ze stanem spotkania 48:62.
Zgodnie z oczekiwaniami gracze Wikany w ostatnich 10 minutach przypuścili generalny atak na kosz rywala. W ciągu pięciu minut zdobyli 9 oczek pozwalając zgorzelczanom rzucić tylko dwie dwójki. Na niespełna półtorej minuty przed końcem zbliżyli się do Turowa na pięć oczek (66:71), ale wtedy znowu obudził się Michał Chyliński. W czasie 22 sekund dorzucił 5 oczek, co przy celnych rzutach graczy z Lublina pozwoliło dowieźć do końca siedmiopunktowe prowadzenie. Mecz zakończył się wynikiem 68:75. Dla Turowa po 13 oczek zdobyli Chyliński i Moldoveanu. Liderem Wikany był natomiast znany zgorzelczanom Robert Lewandowski. Amerykanin zdobył double-double (18 punktów, 10 zbiórek).
Po odpadnięciu z Euro Cup czarnozieloni będą rozgrywać jeden mecz w tygodniu. Mają więc kilka dni na odpoczynek i przygotowanie się do meczu z Dąbrową Górnicza, który rozegrają na własnym parkiecie w pierwszy dzień wiosny.
Janusz Grzeszczuk
Fot.: GRE
Wikana Start Lublin – PGE Turów Zgorzelec 68:75 (18:22, 17:27, 13:13, 20:13)
Wikana Start: Allen 14, Śmigielski 4, Wells 10, Lewandowski 18, Wojdyła 6, Ł. Diduszko 6, B. Diduszko 2, Trojan 8.
PGE Turów: Collins 11, Kulig 5, Chyliński 13, Karolak 5, Gospodarek 0, Dylewicz 2, Moldoveanu 13, Czyż 3, Taylor 10, Natiażko 9, Wright 4