Konferencja prasowa, która odbyła się po meczu PGE Turów z Wikaną Lublin stała się okazją aby wyjaśnić pewną, bulwersującą sprawę. Otóż w hali przy Maratońskiej zwyczajem było, że po wygranym czy przegranym meczu zawodnicy przechodzili wzdłuż szpaleru kibiców, aby przybić z nimi „piątkę". W poniedziałkowy wieczór tego zabrakło. Widzieliśmy konsternację na twarzach zarówno tych, co czekali na dopełnienie rytuału jak również u niektórych graczy.
Stłoczyli się przy wyjściu z boiska, aby po chwili podążyć do szatni za tymi, którzy już tam poszli. Zapytaliśmy więc kapitana czarnozielonych Filipa Dylewicza, czy porzucili ten zwyczaj. – Szczerze mówiąc zastanawialiśmy się nad tym w szatni. Nie byliśmy pewni, czy powinniśmy to zrobić. Obejście całego obiektu dookoła zajęłoby na bardzo dużo czasu, ale rzeczywiście nasi kibice na to zasługują. Z drugiej strony do uprzywilejowanych należałaby nieduża grupa kibiców. Nasz klub kibica siedzi w zupełnie innym miejscu, nie mają dostępu do parkietu a to im szczególnie należą się nasze podziękowania. Owszem, innym też ale to oni powinni być szczególnie wyróżnieni. Będziemy nad tym myśleć, aby im to zrekompensować po następnym spotkaniu. Przepraszam ich dzisiaj z tego miejsca – mówił nieco zmieszany Dylu.
GRE
Fot.: GRE