Koszykarze PGE Turów przegrali drugi mecz w Eurolidze. Przeciwnikiem był utytułowany turecki zespół Fenerbahce Stambuł. Porażka nie bolałaby wcale, gdyby nie fakt, iż jeszcze na niespełna trzy minuty przed końcem spotkania zespoły dzieliła różnica zaledwie 5 punktów (73:78).
O końcowym wyniku 76:91 zdecydowały liczne straty w końcówce wynikające z totalnego zmęczenia podstawowych zawodników. Pamiętajmy bowiem, iż pomimo kilkuminutowej obecności Dylewicza na parkiecie, tak naprawdę Turów grał bez czterech Polaków w składzie.
Jak zahipnotyzowani
Trudno powiedzieć, że którakolwiek faza meczu była decydującą o końcowym wyniku, ale trudno wytłumaczyć to, co się działo na boisku w pierwszej kwarcie. W pierwszej połowie odsłony zgorzeleckiego zespołu jakby nie było na boisku. Przeciwnicy byli nie do zatrzymania i robili co chcieli. W ciągu pięciu minut łatwo zdobyli aż 15 punktów przy jednym Turowa, zdobytego przez Collinsa z rzutów wolnych. I kiedy zanosiło się na kompromitującą wpadkę, gracze trenera Rajkovicia otrząsnęli się ze stresu, jaki pętał ich kończyny. Powoli zaczęli odrabiać straty, by zakończyć tę ćwiartkę stanem 15:30.
Brak sił po przebudzeniu
Druga odsłona pokazała wreszcie prawdziwe oblicze i możliwości Turowa. Mając do dyspozycji świetnie usposobionego Kuliga i Collinsa pokazał ciekawą koszykówkę. Wygrał drugą kwartę 25:20 i osiągnął to pomimo wielu strat, wynikających z braków technicznych swoich rezerwowych zawodników. Efektem było zmniejszenie przewagi rywali do 10 oczek 40:50 w połowie spotkania. Dobry poziom udało się im utrzymać także w trzeciej i na początku czwartej kwarty, kiedy – jak wspomnieliśmy – przewaga Fenerbahce zmalała do 5 oczek. Wtedy jednak kilka tureckich kontr szybko odbudowało przewagę widać było, że gracze Turowa zwątpili w wygraną, że uchodzą z nich siły i znika motywacja do gry.
Jeszcze nie ten poziom
Nad przyczynami porażki nie ma się co rozwodzić. Piętnastopunktowa różnica końcowego wyniku nie oddaje obrazu gry, choć obrazuje różnicę poziomów obu zespołów. W drużynie ze Stambułu punktowało dziewięciu graczy, z których aż czterech miało dwucyfrowe zdobycze. Dla Turowa punktowało sześciu (!) zawodników, z których tylko Kulig i Collins miało podobne osiągnięcia. Dramatem trenera Rajkovicia są kontuzje podopiecznych. Bez kompletu pełnosprawnych graczy, o jakichkolwiek sukcesach na europejskich parkietach możemy tylko pomarzyć.
Janusz Grzeszczuk
Fot.: euroleague.net
PGE Turów Zgorzelec - Fenerbahce Stambuł 76:91 (15:30, 25:20, 20:19, 16:22)
PGE Turów: Kulig 23, Collins 20, Taylor 12, Zigeranović 9, Jaramaz 7, Moldoveanu 5, Nikolić 0, Gospodarek 0, Karolak 0, Dylewicz 0.
Fenerbahce: Goudelock 27, Preldzić 16, Hickman 10, Savas 10, Erden 9, Vesely 8, Bjelica 5, Bogdanović 4, Sipahi 2, Altintig 0.