Ucieczki i pogonie, nagłe zmiany akcji, efektowne wsady, kontrowersyjne decyzje sędziów. Krótko mówiąc drugi finałowy mecz pomiędzy PGE Turów a Stelmetem Zielona Góra był widowiskiem godnym tej fazy rozgrywek Tauron Basket Ligi ze szczęśliwym dla gospodarzy zakończeniem (75:73).
Przełamali ostre wejście w mecz
Patrząc z perspektywy na drugi mecz trzeba stwierdzić, że w jakiś sposób przypominał pierwszy. To Stelmet ponownie zaatakował jako pierwszy i szybko wyszedł na prowadzenie w pierwszej kwarcie 9:23. To, co różniło oba spotkania to większy poziom agresji i determinacji gości, którzy za wszelka cenę chcieli wywieźć ze Zgorzelca choć jeden punkt. Tymczasem gospodarze przeczekali furię zielonogórzan i równie szybko jak tracili, tak szybko zaczęli odrabiać straty. Do końca kwarty dorzucili jeszcze 11 punktów, nie dopuszczając w tym czasie na stratę kolejnych oczek. Po pierwszych 10 minutach zatem przegrywali jeszcze 20:23, ale ich dobra passa trwała w drugiej odsłonie. Trafienie Tony Taylora wyprowadziło ich na prowadzenie 24:23, co najwyraźniej kompletnie sfrustrowało rywali. Brakowało pomysłu na atak a ich, tak chwalona obrona, nie była dla zgorzelczan większym problemem do pokonania. Tury rozbijały ją szybkimi kontrami. Wzorcowym przykładem był wsad Chrisa Wrighta. Był efektem podania Collinsa do Dylewicza, z wystawieniem na kosz właśnie Wrightowi. Efektem było wygranie tej ćwiartki 24:16 i objęcie prowadzenia 44:39.
Mokre dłonie Cela
Trzecia kwarta była najbardziej wyrównana. Toczyła się według schematu punkt za punkt. O jedną akcję jednak lepsi byli miejscowi, gdyż zakończyli ją trzypunktową przewagą 16:13. W ten sposób sumarycznie prowadzili już ośmioma oczkami. Gdy w ostatniej odsłonie wyniosła ona aż do 13 punktów, Stelmet obudził się jak koń dźgnięty ostrogą. Do kosza jak natchniony zaczął trafiać Przemysław Zamojski, który przecież w poprzednim spotkaniu nie błyszczał. Niemoc zgorzelczan w powstrzymaniu skuteczności reprezentanta Polski doprowadziła do furii Miodraga Rajkovicia – trenera Turowa. Co gorsza wcześniej sędzia Jakub Zamojski poddał wideoweryfikacji jeden z celnych rzutów Mardego Collinsa i uznał, że był oddany po upływie 24 sekund. Taka sytuacja jeszcze bardziej pobudziła graczy Stelmetu, którzy doprowadzili do remisu 63:63. Co gorsza tuż przed końcową syreną ważną trójkę trafił Aaron Cel. Chwilę potem miał szansę na trzypunktowy rzut dający jednopunktowe prowadzenie i szansę na zwycięstwo, ale ... piłka wyślizgnęła mu się z mokrych dłoni i zamiast w stronę kosza, poleciała za plecy dawnego reprezentanta Turowa. Speszony gracz w tej sytuacji spudłował swój kolejny dystansowy rzut i sukces świętowali gospodarze. Teraz przy stanie 2:0 dla PGE Turów, rywalizacja przenosi się do Zielonej Góry. Trzeci mecz już we wtorek 2 czerwca o godz. 20.00.
Janusz Grzeszczuk
PGE Turów Zgorzelec - Stelmet Zielona Góra 75:73 (20:23, 24:16, 16:13, 17:21)
PGE Turów: Collins 20, Wright 13, Chyliński 11, Kulig 10, Dylewicz 10, Moldoveanu 5, Jaramaz 5, Taylor 2, Natiażko 0, Czyż 0.
Stelmet: Zamojski 22, Koszarek 12, Hrycaniuk 9, Cel 8, Robinson 8, Hosley 6, Lalić 5, Chanas 3, Troutman 0.
Pomeczowe wypowiedzi:
Trener Stelmetu Saso Filipowski:
- Wypracowaliśmy na początku ponad 10-punktową przewagę, ale zbyt szybko ją straciliśmy z powodu słabej postawy w obronie. Nasza ławka słabo zareagowała na ten mecz, co ewidentnie widać po punktach zdobywanych przez rezerwowych – 48:20 na korzyść Turowa. W ostatniej kwarcie była szansa na zwycięstwo, ale nie mieliśmy zawodnika, który zdobyłby punkty na wagę triumfu. Z drugiej strony Turów zagrał naprawdę dobry mecz i zasłużył na tą wygraną.
Trener PGE Turów Miodrag Rajković:
- Obie ekipy miały dziś szanse na zwycięstwo. W kluczowych sekundach jednak to my lepiej broniliśmy i trzeba też przyznać, że mieliśmy więcej szczęścia. Nie zmienia to jednak faktu, że do złota jest jeszcze długa i ciężka droga. Obroniliśmy przewagę własnego parkietu, ale w tej serii nikt nie ma przewagi. Najważniejszym zadaniem sztabu jest teraz odświeżenie naszych graczy. Muszą być bowiem gotowi na jeszcze twardszą walkę w Zielonej Górze.