Pierwszy z półfinałowych meczów PGE Turów powinien rozwiać obawy kibiców, co do formy zespołu po dwutygodniowej przerwie. Wygrana 92:74 z nieprzewidywalną Rosą Radom udowodniła, że trener Miodrag Rajković i jego drużyna tego czasu nie zmarnowali. Ich postawa na parkiecie wykazała głód zwycięstwa, poparte dopracowanymi rozwiązaniami taktycznymi.
Radomianie stawiali lekki opór tylko w pierwszej kwarcie, w której po serii 0:7 nawet na kilka minut objęli prowadzenie 6:9. Taka sytuacja najwyraźniej stała się impulsem dla gospodarzy aby wziąć się solidnie do roboty. Wynik 23:21 zrobiły rzuty trzypunktowe Kuliga, Wiśniewskiego, Dylewicza i Prince’a.
W drugiej ćwiartce zgorzelczanie zafundowali gościom prawdziwe baty. W dalszym ciągu nieźle trafiali z dystansu (w pierwszej połowie 11 celnych na 18 prób). Świetnie dzielili się piłką, o czym świadczy 17 asyst w dwóch kwartach, Doskonale spisywali się ciągle etatowi liderzy Turowa, czyli Prince (13 oczek), Kulig (12 oczek) i Dylewicz (10 oczek) w ciągu 20 minut. Drużyna równie skuteczna była w obronie, gdyż pozwoliła przyjezdnym w drugiej odsłonie zdobyć tylko 12 punktów, samym zdobywając aż 35. Jak widać, różnica wyniosła 23 oczka i to chyba definitywnie podcięło skrzydła Rosie. Przy zejściu do szatni wynik brzmiał 58:33.
Trzecia kwarta była kontynuacją doskonale zorganizowanej gry Turowa. Wyraźnie było widać, że nie ma znaczenia, który: pierwsza czy druga piątka jest na parkiecie, skuteczność we wszystkich elementach jest taka sama. Niestety gorszy dzień miał Kuba Karolak, ale dobrze go zastąpił wyleczony Nemanja Jaramaz. To w tej ćwiartce gospodarze chwilami prowadzili nawet 32 punktami a wygrali ją w stosunku 28:23. Ostatecznie po pół godzinie gry stan meczu wynosił 86:56, co doskonale zobrazowuje różnicę pomiędzy rywalami.
Widząc taką sytuację, w ostatniej odsłonie trener Rajković wydelegował na boisko najgłębsze rezerwy. Efektem była zaledwie 6-punktowa zdobycz w tej kwarcie przy 18 oczkach dla przeciwnika. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że powodem tak niskiej skuteczności po części była dobra obrona Rosy, ale też graczom nie sprzyjało szczęście w sytuacjach podkoszowych. Nie wpadały im stuprocentowe rzuty, co mocno obniżyło statystyki w ataku. Na tym etapie rozgrywek nie ma znaczenia, iloma punktami się wygrywa: jednym czy dwudziestoma, jak słusznie zauważył podczas konferencji prasowej gracz Rosy Łukasz Majewski. W niedzielę drugi etap półfinału. Trener Miodrag Rajković przestrzega, że radomianie zmęczeni wieloma spotkaniami w ćwierćfinałach mogą się odbudować i w niedzielę być o wiele groźniejszymi przeciwnikami.
Janusz Grzeszczuk
Foto: Mate i GRE
PGE Turów Zgorzelec - Rosa Radom 92:74 (23:21, 35:12, 28:23, 6:18)
PGE Turów: Prince 18, Dylewicz 15, Kulig 12, Nikolic 11, Wiśniewski 11, Chyliński 10, Taylor 7, Jaramaz 6, Zigeranović 2, Krestinin 0, Stelmach 0, Karolak 0.
Rosa: Archibeque 24, Majewski 12, Dłoniak 11, Lucious 7, Łączyński 6, Witka 5, Adams 4, Zalewski 3, Kardaś 2.